czwartek, 25 listopada 2010

Dawno nie pisałam, bo nie mam czasu by się zebrać.

Ale teraz pomyślałam, taka notka, próba by uchwycić ten czas.. Jest wpół do szóstej. Siedzę przy stoliku z laptopem na drugim piętrze SUB. Student Union Building, środek campusu. To takie miejsce, jakby hala, ze stolikami gdzie można siedzieć, rozmawiać, uczyć się, i przy tym jeść, bo na dole sprzedają pizze itp. Stoiska z jedzeniem już dawno zamknięte, ale można tu siedzieć do późna, inni studencie też siedzą z laptopami i książkami, niektórzy sobie gadają aby. Obok są wejścia do dwóch pubów, jedno na górze, drugie na dole, gdzie można kupić piwo. Jeden to bardziej bar w zasadzie. Jest też bankomat, i sklepik spożywczy otwarty do późna.

Piję drugą kawę dzisiaj, z Tim Hortons. Wydałam już tam dzisiaj chyba cały swój przydział na dziś, drożdzówka, ciastko, gorąca czekolada. Widok za oknem jest przepiękny. Był przepiękny całe popołudnie, dzisiaj było nie za zimno, ale śnieg zdążył podtopnieć wczoraj, ale dzisiaj jest koło zera, więc prześwituje trawa gdzieniegdzie, a gdzieniegdzie śnieg. Campus jest na zgórku więc z okien budynków widać miasto w dole i rzekę. Po południu niebo się zrobiło fioletowo-żółto-różowe, widać było chmury zawieszone nad horyzontem, a niżej drzewa, a między chmurami a drzewami jasny pas. Do tego słońce świeciło pod takim kątem że budynki od połowy i co niektóre drzewa oświetlone były żółtym światłem. Ładnie wyglądała brzoza. A w tle widać całe miasto, praktycznie dookoła, od lewej do prawej. Drzewa mimo że nie mają większości liści, to jeszcze są pomarańczowo-brązowe.Budynki z czerwonej cegły, niektóre porośnięte bluszczem. I do tego ogólny klimat takiego miasteczka. Teraz zrobiło się ciemno, i świecą się lampy na alejkach, i światła miasta dalej, w dole. Wierzchnia warstwa śniegu zamarzła i się błyszczy. Wygląda to magicznie:)

W pewnym sensie jest tutaj inaczej. Mam to poczucie że .. to wszystko dookoła funkcjonuje po to by ludzie mogli być, a nie ludzie są po to by to wszystko funkcjonowało - tak bym to nazwała w największym skrócie.

Może chodzi o to że nie ma wdrukowywania poczucia winy. Jeśli coś ci nie wychodzi to znaczy że widać to nie jest coś do czego jesteś stworzony - a nie dlatego że za mało się starasz, albo jesteś niewystarczająco dobry. Jeśli czujesz się w jakimkolwiek sensie źle to nie znaczy że jesteś zły, tylko okoliczności w których się znajdujesz są złe. Wiele rzeczy które normalnie brałabym do siebie zaczynam widzieć jako coś będące tylko skutkiem okoliczności w których się znalazłam. Okoliczności które nie zależą ode mnie. Myślę że to jest dobre, dobre psychologicznie. I ludzie są otwarci. Patrzą prosto w oczy. Traktują drugą osobę z szacunkiem i na starcie przyjaźnie. Może to jest tylko fasada, nie wiem, ale dzięki temu więcej jest interakcji między ludźmi. Nie ma czegoś takiego że jakaś osoba jest obca. Jest się częścią społeczności. Niby to tylko część kultury, że w sklepie sprzedawca pyta każdego 'co słychać'. Może to też specyfika małego miasteczka, że ludzie są mili, nie wiem. Ale coś to jednak zmienia.

.. ta różnica jest naprawdę fundamentalna, nie do końca to jeszcze opisałam, ale myślę że to jest naprawdę pozytywna różnica. Z takim nastawieniem łatwiej się rozwijać jako osoba, na każdej płaszczyźnie.