środa, 15 września 2010

UNB i inauguracja roku akademickiego

Bardzo podobala mi sie mowa jednego z wykladowcow na ceremonii powitalnej. Czego on uczyl? Filozofii sportu? Albo chyba raczej psychologii sportu.. i byl Irlandczykiem.

W kazdym badz razie mowil ciekawie i wesolo, zartujac i przyciagajac uwage.
Ale powiedzial kilka kluczowych rzeczy, ktore mnie bardzo zastanowily.

Najpierw sie spytal kto nie lubi sushi. I kazal podniesc rece tym co nie lubia, a jesli ktos nie podniesie reki to moze go zapytac i ten ktos bedzie musial odpowiedziec dlaczego lubi.

70% osob podnioslo rece.

Potem kazal zostawic rece podniesione tym ktorzy nigy nie probowali sushi.

Tylko kilka osob opuscilo rece.

- I co, racja, nie lubicie sushi wiec nie probowaliscie, bo po co mielibyscie probowac jesc cos czego wiecie ze nie lubicie, prawda? There's nothing worst than closed mind.

I zaczal mowic ze nie wolno sie zamykac na nowe mozliwosci, trzeba probowac wszystkiego, nawet jesli wydaje sie nam ze to nie jest odpowiednie dla nas, ze trzeba sie angazowac w rozne inicjatywy aby sie rozwinac, nie tylko zajecia, ale i po zajeciach, poznawac ludzi, spotykac sie i rozmawiac.

Potem powiedzial ze druga istotna rzecz to skupic sie na celu. Najpierw opowiedzial historyjke jak gral w golfa i chcialo mu sie do ubikacji i mimo ze tak sie staral dobrze uderzyc to w ostatniej chwili mysli poplynely w zla strone, i pilka zamiast w dolku wyladowala w sadzawce. Z czego moral byl taki zeby skupic sie na tym co sie robi. Zeby wiedziec kiedy skonczyc imprezowac i skupic sie na nauce. Ze to naprawde jest takie proste ze jesli bedziemy sie starac to bedziemy zdawac i miec dobre stopnie.

I trzecia rzecz. Zeby wiedziec co dalej. Zeby nie robic tego bledu ze cieszymy sie jak dobrze nam poszlo i w tym samozadowoleniu spoczywamy na laurach i zawalamy to co mielismy robic potem, w wyniku czego w ostatecznym rozrachunku calosc wyglada juz nie tak pieknie. Tez byla historyjka ale do konca jej nie zalapalam;)

Powiedzial tez ze ma marzenie, juz nie pamietam jakie, by zagrac w jakiejs druzynie. I ze ma, nie pamietam ile, powiedzmy te 50 lat i wie ze nigdy nie spelni tego marzenia. Ale to nie szkodzi, bo nie o to chodzi zeby je spelnic ale o to zeby bylo, zeby miec te marzenia.

Powiedzial ze ma tez kilkuletnia wnuczke, i ze wie ze jego juz nie bedzie gdy ona bedzie siedziec tu gdzie my siedzimy. Ale bedziemy my, i my bedziemy jej nauczycielami i lekarzami - dlatego takie wazne jest dla jego pokolenia bysmy my byli jak najlepszymi ludzmi, by nam pomoc stac sie nimi.

Inni mowili tez.

Ze uniwersytet to czas dla nas by sie rozwijac, ze ludzi ktorych tutaj poznamy i przyjaznie ktore nawiazemy to beda te na cale zycie. Ze wykladowcy, profesorowie i adwisorzy sa tutaj by nam w tym pomoc, w osiagnieciu naszych zyciowych celow i zrobia wszystko co w ich mocy by nam to umozliwic.

Mialo sie to uczucie ze bycie studentem to powod do dumy, wrecz przeciwnie niz jest w Polsce.
Ale przeciez to prawda, tak w zasadzie jest, jak powiedzieli.

1 komentarz:

  1. Bardzo pozytywne :) Tak już jakoś ma ta kultura anglosaska. Siedząc sobie w Anglii też mam przyjemność ją obserwować. Fajny blog. Będę śledzić :)

    OdpowiedzUsuń