czwartek, 30 września 2010

Stand-up comedy

Stand-up comedy, to bylo wczoraj, wszystkim sie podobalo i bylo smieszne, no bylo smieszne, ale jak dla mnie szalu nie bylo, nawet lekko mnie denerwowal fakt, ze obaj panowie czesto szli na latwizne zaczynajac zbijac sie z ludzi. Np ze ktos z widowni jest z Afryki, i pewnie sie czuje jak chrupek czekoladowy w misce z platkami kukurydzianymi i mlekiem, i po co przyjechal na UNB, ze pewnie zobaczyl na ulotce czarnego kolesia, Chinczyka, i Hindusa na wozku inwalidzkim, to sobie pomyslal: fajny uniwersytet, no i przyjechal, a tu dupa. I "jak sie nazywasz, Luke? Spoko, nastepnym razem jak zobacze na ulicy czarnego to mu powiem: czesc Luke" hahaha "a on sie pewnie odwroci i powie: koniec z tym rasizmem, nie jestem Luke, nazywam sie Daran", to ja mu powiem "oh przepraszam ze was pomylilem! to pozdrow Luke ode mnie". Nabijal sie tez z kobiet, z katolikow (poznales dziewczyne w kosciele? to chyba nie macie udanego zycia seksualnego, no ale - twoj wybor), ze zwiazkow (i jak wam jest razem Josh, zaczela sie juz czepiac wszystkiego czy jeszcze nie?), z Chinczyka ktory wlasnie dostal prace jako ochroniarz w tym miejscu (jak oni zatrudniaja tych pracownikow, wchodza na stolowke i pytaja: kto chce kamizelke? a ona jest pomaranczowa? tak! to ja chce!).

Ale wszyscy sie smiali. I ten gosc z Afryki, i Chinczyk, i te pary nawet po ktorych jechal. Tez sie smialam, bo smiech jest zarazliwy, ale troche mnie to denerwowalo w srodku. Po prostu taka strategia: zagadac kogos z widowni i sie z niego pozbijac. To przeciez nie jest nic ambitnego, pomyslalam sobie przeciez jak na imprezie/uczelni slysze taka rozmowe to odwracam sie i opuszczam takie towarzystwo, a tu jeszcze zaplacilam zeby tego sluchac, lol

No ale - moze to chodzi o rodzaj poczucia humoru po prostu. Ciekawe doswiadczenie w kazdym razie:) Z fajnych zartow:

Zadzwonila do mnie i mowi: spoznia mi sie okres. I wiecie co? w tamtym momencie dopiero uswiadomilem sobie ze ten telefon moze totalnie zmienic moje zycie. Bede musial zmienic adres, nazwisko, numer telefonu ...

Komedia komedia, za to dzisiaj opowiesc profesora z Information Security rozbawila mnie najbardziej:

Bylem w lazience. I polozylem okulary na takiej poleczce, ale ze byla waska, to sie niepostrzezenie zsunely z niej i wpadly do plastikowego worka pod spodem, i to tak wpadly ze oczywiscie nie bylo ich kompletnie widac. I potem patrze, nie ma ich, no to zaczynam szukac, szukam jedna godzine, druga, przeszukalem caly dom i ani sladu. A bylem pewien ze pol godziny temu je mialem. I mysle sobie: teraz jest szansa, moja szansa. Teraz mam okazje zeby udowodnic ze istnieje wszechswiat rownolegly. I mysle sobie: jesli teraz wynajalbym mieszkanie i przeprowadzil sie do niego, tzn w taki sposob ze przenosilbym tam kazdy mebel, kazda rzecz ze starego mieszkania, sprawdzajac czy nie przenosze wlasnie okularow, i jesli przenioslbym w ten sposob caly swoj dobytek i nie znalazl okularow, i potem stanal w starym pustym mieszkaniu gdzie nie byloby okularow - wiedzialbym na pewno ze wszechswiat rownolegly istnieje, i moje okulary przypadkiem tam wpadly.

Bylem taki wkurzony ze juz autentycznie zaczalem rozwazac wynajecie mieszkania, jednak bylo zbyt pozno tego dnia na to, zadzwonilem wiec do kumpla i ucielismy sobie pogawedke na ten temat. Bo kumpel ten wlasnie tez wierzy we wszechswiaty rownolegle. Tylko ze on wierzy na podstawie skarpetek akurat..

No i, wracajac do okularow, wchodzac do lazienki przypadkiem kopnalem ten worek i wypadly z niego okulary. I wiecie co sobie pomyslalem? Aha! Specjalnie wypadly, bo wiedzialy, ze jesliby tego nie zrobily, to wynajalbym to mieszkanie, i autentycznie odkryl istnienie swiata rownoleglego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz